Jak schudnąć 10 kg? Historia Ani
Zapraszam do przeczytania tego wpisu, w którym Ania dzieli się swoją historią odchudzania.Historia niesamowita, prawdziwa, życiowa. Wiele z Nas zadaje sobie odwieczne pytanie JAK SCHUDNĄĆ? A tymczasem odpowiedź na te pytania znajdziesz w tym motywującym wpisie.
Joel
W dzisiejszym wpisie oddaję klawiaturę Ani. Po swojej pierwszej redukcji (skutecznej hihi) postanowiła podzielić się z Wami swoimi wspomnieniami. „Joel, ale ja wcale dużo nie jem…” to był najczęściej wypowiadany przez Anię tekst , gdy poruszała temat wagi diety i ogólnie jedzenia 🙂 .
Ania bardzo Ci dziękuję za to, że zechiałaś napisać parę słów i aby nie przedłużać… stage is yours…
No to zaczynamy…
„Bycie na diecie” – do tej pory myślałam, iż jest to mega wykańczające poświecenie, które wymaga wielkiego nakładu, głównie finansowego i czasowego, bo przecież należy trenować i odpowiednio się odżywiać…
Nigdy jakoś specjalnie nie byłam gruba, więc bycie na diecie było mi totalnie obce… aż do pewnego momentu….
Dopadła mnie gorsza chwila… nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy swoje smutki zajadli jedzeniem.. ale czasem w ciężkich chwilach takie wyjście wydaje się jedynym możliwym… nie radze iść tą drogą.. 😛
Nie przytyłam z dnia na dzień, trwało to pewien czas, co było o tyle podstępne, że nie zauważałam, jak kilogram po kilogramie wskazówka na mojej wadze przesuwała się w górę.
Kiedy zorientowałam się, że nie jest dobrze i te dodatkowe kilogramy zaczęły mi przeszkadzać, postanowiłam się ich pozbyć.
Stosowałam: dietę „MŻ”, znaną zapewne wielu, wielu kobietkom, ale efekty były mizerne i szybko się poddawałam… Od czasu do czasu robiłam sobie mocne postanowienie poprawy i właściwie na tym się kończyło, gdyż nie bardzo potrafiłam określić, co chcę osiągnąć i jak.
A potem poznałam Joela… 🙂
Ale nie, nie od razu uwierzyłam w to, co miał mi do przekazania, prawdę mówiąc, na początku, gdy przedstawiał mi swoje zdanie nt. nawyków żywieniowych, odchudzania, itd., myślałam, że to jakiś wariat 😉 .
On w tym czasie tylko obserwował moje poczynania i wzdychał, bo widział, iż w tym wszystkim jestem mega pogubiona. Coś tam starałam się osiągnąć, ale bez żadnego planu i konsekwencji w działaniu (tu muszę przyznać, że z samodyscypliną to u mnie najlepiej nie było i nie jest.. 🙂
Gdy w trakcie spotkania z moja najlepszą przyjaciółka, usłyszałam „że w sumie przytyło Ci się trochę, ale mimo wszystko i tak mnie kocha”. po raz kolejny upewniłam się, że sama nie dam rady!
W końcu przyszedł taki dzień, gdy zdecydowałam się, że wspólnie z Joelem postaram się osiągnąć mój cel. Wyobrażacie sobie: Ania na diecie?! Sama w to nie mogłam uwierzyć 😛 . No nie było to łatwe słuchać kogoś, kto Cię nie zna w zasadzie, ufać mu i dać temu wszystkiemu czas, bo przecież nie od razu Rzym zbudowano… – a to było chyba najtrudniejsze przez kilka pierwszych tygodni.
Stwierdziłam, że może jest jakiś sens w tym, co ten gość mówi, ponieważ mając go na co dzień (siedzimy w jednym biurze), widziałam efekty na nim samym, a to był żywy dowód na to, że można.
A ja chciałam i ciągle byłam z siebie niezadowolona – zaufałam Joelowi.. 😀 . A on tylko powtarzał, że jak się chce, to można wszystko, tylko trzeba jasno określić, do czego zmierzamy i być w tych działaniach konsekwentnym …no kosmita 🙂 .
Zakupiłam wagę kuchenną ( też zeszło mi chyba ok. 2 tygodnie.. 🙂 ) i wtedy też rozpoczęła się moja przygoda z poznawaniem wartości odżywczych swoich posiłków, jakie spożywałam. Nie ukrywam, że doznałam szoku, bo przecież „ja wcale dużo nie jem…”! 🙂
Początek był ciężki… 🙂
W szczególności najtrudniejsze miało być przełamanie swoich nawyków, przestawienie swojej głowy i odmawianie sobie tego, co Ania kocha najbardziej… czyli białego pieczywa.. żółtego sera. Jeśli kawa to bez ciastka i obiadek bez pierożków (polecam włoskie pierożki z „Pierożarni rzeszowskiej”, bo są wyśmienite! 🙂 ). Choć w zasadzie to ja nawet nie musiałam sobie odmawiać, raczej musiałam przemyśleć i dokonać wyboru, co i jak chcę jeść, by stosować się do wskazówek, które dostałam od Joela. Ostatecznie okazało się, że tak naprawdę z tych wszystkich moich smakołyków nigdy nie zrezygnowałam i przez to moja dieta była tak przyjemna. Tak więc po krótkim przeszkoleniu przez Joela, po zapoznaniu się z aplikacją: myfitnesspall, zawzięłam się i postanowiłam spróbować. Sama chyba nie do końca wierzyłam w to, co robię, ale słuchałam Joela, a wystarczyło mi to, że on był pewny i że we mnie wierzył 🙂 . Dziwiła się rodzina… dziwili się przyjaciele.. śmiali się znajomi…:-) . A jakby tego wszystkiego było mało, Ania poszła na siłownię… 😀 i ćwiczyła wg wskazówek mojego personalnego trenera. Ach, czułam się, jak celebrytka, hi hi.
I to był czad…
Taka zakompleksiona, w miejscu, gdzie prawie w ogóle „laseczki” nie ćwiczyły i były obserwowane przez innych gości, zagryzłam zęby i powiedziałam, że dam radę. Było nas dwie…. dwie uparte i zawzięte… ,więc było troszkę łatwiej. Ale niejednokrotnie szłam na siłownię sama, ćwiczyłam wg planu, który dostałam od Joela. Zaczepiałam trenerów, którzy powinni być do dyspozycji na siłowni i prosiłam żeby pokazali, nauczyli, poprawiali, jeśli trzeba… prosiłam, żeby obserwowali, itd… i tu też było dużo wątpliwości i zdziwienia z ich strony, że robię takie, a nie inne ćwiczenia i w takiej, a nie innej ilości powtórzeń, lecz nie przejmowałam się tym, bo ciągle ufałam 😀 .
Z początku goście, którzy patrzyli na nas z przymrużeniem oka, pewni siebie i wysportowani, zaczęli zmieniać do nas podejście…. Zawierałyśmy powolutku pierwsze znajomości. Systematyczne ( powiedzmy, że systematyczne 🙂 ) chodzenie na siłownię przynosiło pierwsze efekty wizualne i psychiczne 🙂 .
Bycie fit stało się moim życiem, ponieważ coraz częściej rozmawiałam o dietach, ćwiczeniach, itd. Pomimo, że ludzie nie raz pukali się w głowę, to mogłam to skonsultować, bo miałam swojego „przewodnika” i tego się trzymałam. Trener wyznaczył mi plan, pokazał technikę ćwiczeń. Po krótkim okresie samodzielnych prób nastąpiła weryfikacja podczas naszego pierwszego „Treningu ekipą”. Okazało się, że wzbudziliśmy mega zainteresowanie na siłowni i to cieszyło 🙂 .
…NO ALE!… z wagi 65 kg (połowa lutego) zeszłam do 55kg (połowa lipca). Nigdy tyle nie ważyłam! (no chyba, że w liceum 🙂 ). Oczywiście komplementy sypały się z różnych stron, a to przecież bardzo miłe. A najlepsze było to, iż udało mi się osiągnąć to, co było dla mnie wcześniej nie do zdobycia. Każdej kobiecie życzę, aby spotkała na swojej drodze takiego trenera, jak Joel.
Jestem teraz świadoma i szczęśliwa, dzięki temu, jak wiele się przy Nim nauczyłam. Dziękuję Joel i na tym nie kończymy, bo teraz mamy kolejny etap… Masa MACHLO 🙂 . Ale o tym innym razem.
Ania.
Zachęcam też do zostawienia Ani kilku ciepłych słów w komentarzu, bo wykonała ogromną pracę i należą jej się mega gratulacje!
To co?…
Salute!
Joel